Zaplamiona jagodami na całej długości suknia Oktawii (w pierwszej lokalizacji, po pierwszych pstrykach!), cała ściółka w jeżynach które zaczepiały o tren i moje nogi wielokrotnie, a na koniec deszcz - oczywiście gdy Para Młoda wypłynęła na środek stawu. Przyznajcie, że to istne combo rzeczy niechcianych na plenerze poślubnym. Na szczęście Maciek i Oktawia to wspaniała para, która nie zniechęcała się żadnymi złośliwościami losu, które wymieniałam wyżej. Mimo, że nie wszystko szło po naszej myśli, udało nam się złapać kilka (nawet słonecznych!) kadrów, do których teraz lubię wracać. Z uśmiechem wspominam też to, jak wszyscy okupowaliśmy telefony w poszukiwaniu sprzyjających prognoz pogody i w wyznaczonej godzinie przekładaliśmy o kolejne -naście minut sesję. ;)

*Jakąś godzinę po sesji dostałam sms, że suknia uratowana, wszystkie plamy po jagodach wybawione. Także jakby ktoś coś, to do Oktawii i jej Mamy ;)